Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzecz być wygnanym, i mało kto przeżyje to sieroctwo...
Śnią się naówczas opuszczone rumowiska, i wolałoby się siedzieć na nich żebrakiem, niż gdzie indziéj panować.
Tak z Jezioran wyciągnęli ostatni dziedzice i niemal w progu pożegnali świat... Majątek kupił człowiek obcy, przybyły z daleka, który w gotowe gniazdo ciepłe wsunął się jak gad w opuszczoną ślimaka skorupę... Znać było pańską niegdyś rezydencyę, nieładem i niedostatkiem zniszczona, pieniędzmi gwałtownie i bez smaku odmłodzoną. Teraz znowu wszystko tu było bardzo wspaniałe, ale przeszłość z teraźniejszością niezupełnie się dobrze godziły. Stary dwór przerobiono na angielski Castle, dodano mu wjazdową chatkę, wspaniałe ogrodzenie żelazne, a sady i ogrody zbite w jedno zmuszono park reprezentować. Posadzone umiejętnie, ale młodsze znacznie drzewa, obiecywały kiedyś piękne formować gruppy. Jeziorany nie miały wspaniałości Samoborów, lecz coś cudzoziemskiego dobrze naśladowanego przypominały.
Nowy dziedzic nie miał może własnego smaku, lecz tę przenikliwość, że wiedział gdzie go pożyczyć. Piękne więc na pierwszy rzut oka wyglądało tu wszystko, póki się kto pilniéj nie wpatrzył i nie dostrzegł, że ta piękność klejona była i zszywana, a gdziekolwiek sam baron coś do niéj własnego dodał, tam łata krzyczała psrokacizną. Smak był