Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i byli pewni szczęścia... Panna Róża obiecywała sobie być dobrą i łagodną dla męża, ale jednakże całkowicie mu się nie poddawać. Wilelmski sądził, że z taktem postępując choć energiczną panią z wolna zawojować potrafi.
— Nie nagle, mówił do siebie — powoli — nieznacznie... Kobieta się przywiąże do mnie... Wpadłem jéj w oko... ma słabostkę, — głupibym był gdybym z tego nie korzystał...
W ostatnim razie, jeśli nam folwarku dożywociem nie dadzą, z taką gospodynią, o mój Boże! zakładam pensyę dla chłopców... Dawny nauczyciel domowy, który kierował wychowaniem Radziwiłłów, Lubomirskich i hrabiego... znajdzie szlachty dosyć, co mu dzieci powierzą!! Gdybym miał tylko dwudziestu, a zarabiał tylko po tysiąc złotych — bardzo umiarkowanie — dwadzieścia tysięcy rocznie, w pięć lat sto tysięcy w kieszeni... Dziesięć lat popracowawszy, jest za co wioskę kupić... a to taka gospodyni, i zna się na wszystkiém, i oszczędna, kluczyków nie puści z rąk nigdy, a śpiąc chowa je pod poduszkę... Dom będzie we wszystko opływał... a ja, jak pączek w maśle... No — i kobiecina niczego... oczko ogniste... figura dobra... i w główce wcale nieźle... a że niezbyt młoda, tém ci lepiéj, nie będę się gachów obawiał.
I zatarł ręce profesor, znajdując, że uczynił bardzo dobrze oświadczając się pannie Róży.
Żabicki już się do drogi sposobił. Gdy do niego