Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

całe towarzystwo, obdarzony ananasami, koszami owoców, cukrów i ciast, prezes na pożegnanie rozpłakawszy się, odjechał do domu. Następny poświęcony był odpoczynkowi i przyprowadzeniu do porządku tego co uroczystość powywracała na nic. Cały dzień odnoszono na miejsca sprzęty, oczyszczano dziedzińce i ogrody, ustawiano w pokojach, słudzy wydobywali niedopalone z kandelabrów świece, liczono straty... obrachowano wypite butelki, i panna Róża tak była zajęta, że dwa tylko razy dała rękę do pocałowania profesorowi.
Wieczorem, namyśliwszy się i widząc hrabinę samą w ganku, profesor poszedł z oświadczeniem... W pół godziny potém powracał rumiany, rozpromieniony, i pospieszył do pokoju własnego panny Róży, oznajmując jéj, iż mają zezwolenie hrabiny, błogosławieństwo i... obietnicę pomocy do nowego gospodarstwa. Całą godzinę spędzili sam na sam, układając przyszłość... Panna Róża dwa kieliszki starego wina nalała profesorowi, który i niém i wejrzeniem jéj oczu upojony, wyszedł z taką fantazyą na korytarz, jakiéj pono w życiu nie miał. On co nigdy nie nucił i nie śpiewał, począł coś takiego fałszywego pod nosem piszczeć, iż spotykający go stawali z podziwienia.
Mniéj zapewne fantazyi było w marzeniach o niebieskich migdałach pana profesora i panny Róży, niż w sennych Zdzisia rojeniach, ale i oni już układali swą przyszłość, obliczali ją — słali gniazdo