Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ten ostatni wyraz najlepiej ducha teraźniejszego państwa maluje. Nikt tu nie ufa przyszłości — a cudu potrzeba ażeby się to ocaliło, co samo w swe ocalenie nie wierzy. Na twarzach posępnych widać rezygnacyę, ból, obojętność, zdrętwienie.
Wszyscy szepcą po cichu, choć nikomu nie zakazano mówić głośno. Świadkowie klęsk osiwiali, noszą ich moralne piętno na sobie, młodsze pokolenie patrzy w przyszłość głowę zwracając w inną stronę — ku wschodzącemu słońcu, czy ku błyszczącej komecie, której świetny pas, widnokrąg polityczny przecina.
Dziwna rzecz, te stare wyszarzane mundury czynią jednak wrażenie, że w nich chodzą dawni panowie z krwi i ducha — a w Berlinie, najświetniejsze stroje i dekoracye rzekłbyś lokaje w niebytności panów wdzieli na siebie. — Ale — ci panowie... patrzą w trumny, a ci lokaje... któż to może wiedzieć co z nich będzie??...
I tego dnia też w jadalnej sali nie było weselej. U stołu stojącego w pośrodku, gdzie radzcy ministeryalni siadają i biurokracja się przekarmia — przyszedł, zapewne, nie bez myśli i celu, przysiąść się hrabia Panter. Tu, niemal wszyscy go znali, jako częstego we Wiedniu gościa, ze wszystkimi się w przymilający nadzwyczaj sposób, witał, ściskał, zaprawiając cukrowym uśmiechem powitania. Był tu jakby na własnym, doskonale mu znanym gruncie, jakby w domu. Kelnerowie kłaniali mu się nizko i głośno palili — Herr Graf! Oczekiwał właśnie na kogoś, bo się nieustannie ku drzwiom oglądał, niespokojnie. Już sobie był jednak z karty obiad zadysponował i zabierał się do zupy, gdy wyświeżony Paschalski nadciągnął, i korzystając ze znajomości, uchwyciwszy się jej chciał zaraz do tego samego się przysiąść stolika, ale miejsca już tu brakło, a hrabia Panter nie zdawał się tem bynajmniej zasmucony.