Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Doktor chłodno bardzo, skłonił zlekka głową.
— Panie szanowny, rzekł, ja jestem lekarzem dla nauki nie dla zarobku — korzyści są dla mnie rzeczą podrzędną i nie wchodzą w rachunek. O ile z opowiadania jego wnosić mogę, zdaje mi się, że nie będziemy wcale potrzebowali chorego wyrywać od domu i córki. Wybrać mu otoczenie właściwe, znaleźć zajęcie odpowiednie.
Pan Eustachy mocno zasępiony, nie wiedział co mówić — spotkał go zawód niespodziany, ważył się więc na — ostatnią próbę.
— Przyznam się panu dobrodziejowi z całą otwartością — dodał, że stan interesów mojego brata, skutkiem jego manij tak jest fatalny, iż ja się czuję zmuszonym go zamknąć.
— Ale to zamknięcie może chorobę pogorszyć, rzekł doktor.
P. Eustachy westchnął.
— Los jego dziecka.
— Zaradzić na interesa jest łatwiej jak na niepowrotne szkody, które gwałtowny krok ściągnąć może.
W tem miejscu rozmowy, nagle dr. S., jakby sobie coś przypomniawszy, zapytał o nazwisko pana Eustachego Słomińskiego, i zanotowawszy w małej książeczce, którą starannie szukając litery S. przerzucił, spojrzał uważnie na twarz gościa... z pewną ciekawością mu się przypatrując.
— Zdaje mi się, rzekł mój przyjaciel Dr. Hurko, który ma tu jednego chorego, przybyłego ze wsi, już mi o bracie, zapewne pańskim wspominał...? Kärtnerring... Wszak tak?
Zarumienił się mocno p. Eustachy.
— Tak jest, ale Dr. Hurko widzi przez oczy córki... a córka jest zaślepioną.
— Mogę pana dobr. pod tym względem zaspokoić — odparł Doktor, doktora Hurko znam od bardzo dawna, widzi on chłodno i jasno, nie dając nigdy wpływać na siebie! O stanie brata pańskiego słyszałem już, znam