Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Heller, piękniejszą niż kiedykolwiek na Praterze, wymalowaną, tak, że sztuka walczyła zwycięzko z naturą, wesołą, uprzejmą, a nadewszystko tak dla siebie łaskawą, jak nigdy nie była. Tegoż wieczora otrzymał zaproszenie na herbatę, nie zastał u baronowej nikogo, oprócz głuchej starej panny — i mógł się przekonać, iż nietylko zapomnianym nie został, ale, że mu srodze za złe miano, iż to, co mogło być ananasem poczytał za harbuza.
Wdówka teraz tak była dlań czułą, tak zalotną, tak natarczywą, iż hrabia wrócił wnet do dawnych sentymentów. W ciągu wieczora dowiedział się przypadkiem, iż stosunki baronowej u dworu były teraz daleko lepsze niż dawniej, wyżej sięgające, że oprócz tego maleńki spadek, jak mówiła — parę kroć stotysięcy guldenów, w roku przeszłym wzięła po ciotce... Przy tem rączkę miała cudowną, oczy jak karbunkuły, uśmiech ponętny nad wyraz wszelki... i ściskała hrabiego za rękę, tak, że postanowił jeszcze się raz zalecać, prawie będąc pewien skutku.
Nie szło mu już więc wcale o pannę Anielę, ale o to bardzo, aby się tam paskudny neofita nie wkręcił. Temu starał się zapobiedz naprzód, malując go umiejętnie bardzo panu Eustachemu, ze stron wszystkich, potem dozorując niemal każdy krok jego.
Wszystkie te starania były nadaremne i mógł się od nich uwolnić, gdyż niezrównanie zręczny i śmiały Paschalski, z całym jeniuszem swym siedział już i tak na koszu. Porwawszy się obcesowo do pana Eustachego i wygadawszy przed nim, nie otrzymał naprzód ani obietnicy żadnej, ani nawet wzięcia w konsyderacyę swych wniosków... P. Eustachy nie mówił nic, co gorzej, unikał go widocznie... Paschalski mu się nastręczał, narzucał, zapraszał go, karmił i poił i nic nie mógł otrzymać nad objawy tej wytwornej, pańskiej grzeczności, którą on wszystkich obdzielał.