Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oficer odpowiedział potwierdzająco. Radcy twarz się rozjaśniła — mógł się więc postarać o medal i w ten sposób świetnie zrewanżować, bo rewanż ów nie wychodził mu z myśli... Twarz studenta milczącego dowodziła, że nie chcąc się przy orderowym ojcu i orderowym gościu źle odzywać o znakach tych honorowych, nie zupełnie podzielał ich zdanie pod względem wagi, jaką do nich przywiązywali. Zagryzł usta, spojrzał na siostrę i szyderski wyraz rozlał mu się po całem obliczu. Wstał z krzesła, poczynając się przechadzać po saloniku.
— Co to jest niemiecka nasza krew i zdrowa, silna natura germańska — dodał oficer. — Hans chodzi zdrów, jakby nie wziął kąpieli w Sprei, a tamten nieborak odchoruje, że się trochę popłukał. Jak to zaraz znać obumierające plemię...
Nikt na to nie odpowiedział i baron obejrzawszy się, poczuł, że drugi raz popełnił omyłkę — zagadał więc coś o powtórnie kwitnących jesiennych fiołkach.
Piękna panna odpowiedziała mu, że fiołków nie lubi, i że się jej pretensyonalnemi ze swą wszukaną wydają prostotą... Odwróciła się potem ku bratu.
Baron spojrzał na zegarek, porwał się udając, że spieszyć musi, i z niezmiernem