Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na pani też musiało to uczynić okropne wrażenie.
— Tak — cicho rzekła Helmina — pojmie to tylko, kto jak ja kochał jedynego brata...
— Zazdroszczę wybawcy — odezwał się baron — wdzięczności, na jaką sobie u pani zarobił...
— Opłaca ją teraz chorobą — odpowiedziała Helmina.
— I nie widzieli go państwo? — zapytał baron.
— Ja u niego byłem — rzekł radca.
— I ja — dodał Hänschen.
— A ma to być, słyszę, akademik jak pan — mówił oficer — i pewno znajomy.
— Nigdym go w życiu nie widział, a on nie wiedział też kogo ratuje, rzucił się, spostrzegłszy tonącego człowieka.
— Przepysznie! — zawołał z przekąsem baron i zamilkł a po chwili dodał:
— Należy mu się medal za ocalenie życia — nie wiem na jakiej wstążce się on nosi — ale że jest, to pewna.
Radca to żywo podchwycił.
— A tak! w istocie na myśl mi to nie przyszło! doskonałą uwagę uczynił pan baron... powinienem mu się o medal postarać, to go uszczęśliwi... Będzie go mógł nosić.... Nie prawdaż?