Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Akademik istota wyjątkowa... mój ojcze... dla młodzieży trzecie piętro, ma siłę atrakcyjną. Jest coś poetycznego na poddaszach... Potem... któż wie... jeśli sobie zrazu cugle puścił, teraz ich musi przykracać rad nie rad. Ale szlachcic znakomitej rodziny... to nie ulega wątpliwości... wiem to od innego Polaka studenta, że to miejsce, na którem Polacy królów obierali, zwało się Wola... i było w posiadaniu jego rodziny. A że w ich języku jest śmieszny zwyczaj dodawania do nazwiska »ski«, zwali się Wolski.
— Jakto? — przerwał radca — oni mieli dziedzictwem to pole, na którem królów wybierano?
Zamyślił się chwilę i uderzając po kolanie jakby mimo woli zawołał:
— Co oni za dochód musieli mieć z tego!!! Ba! »polnische Wirthschaft«, wszystko przehulali!! U nich tak...
Machnął ręką i westchnął.
Bursz popatrzał na ojca.
— Znalazł się względem mnie bardzo szlachetnie, winienem mu wdzięczność i tę mu poprzysiągłem... Turyngia sprawi dla niego komers... ale należy go choć raz zaprosić do nas. Ojciec jakby mimowolnie spojrzał przelotnie na córkę, która, nie wiedzieć dla czego, zarumieniła się, spu-