Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/275

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    W jednem z małych miasteczek wielkopolskich — w cieniu starych drzew, na uboczu, gdzie się już ostatnia z ulic kończyła a pole poczynało — dziwił wszystkich przejeżdżających świeżuteńko tu wzniesiony domek wytworny.
    Wybrano mu tu posadę pewnie dla tych drzew i otaczających je krzewów, w których wiosną śpiewały słowiki — a wzniesiono szybko w miejscu zrzuconego starego dworku z takim smakiem i wdziękiem, że i stolicaby się tej willi nie powstydziła.
    Widać było po niej, że właściciel musiał być bardzo zamożnym człowiekiem, gdy z taką miłością kosztowną kątek ten upięknił i przyozdobił.
    Mimowolnie z gościńca oczy wszystkich przejeżdżających biegły ku temu ustroniu, zazdroszcząc szczęśliwemu.
    Na zielonym szerokim trawniku jak kobierzec wyciągniętym przed pałacykiem widać było czasami w białej sukience biegające