Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak nierozważnie, iż radczyni krzyknęła, bo wszystkie sustawy starego sprzętu zapiszczały...
Nim miał czas się odezwać, Helma weszła. Spojrzał na nią z gniewem.
— Nasadziliście na mnie ekscellencye! ha no! dobrze! zwyciężycie! trudno się rozkazowi z góry w formie prostej opierać... wszystkiebym interesa sobie popsuł. Nie ma już o czem mówić! Będziemy żywili profesora — i drukowali książki.
— No! dodał, kto tych trutniów wpuszcza do domu, gdzie są baby... taki głupi jak ja...
Splunął.
— Dawać jeść! — zawołał.
Godzina obiadu biła i na tem się skończyło.