Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzał na córkę. — Helma stała na pozór obojętna...
— Wszak prawda? spytał — dać mu dzieci.
Matce łzy się w oczach zakręciły.. Padła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach.
Babka zamyślona wzdychała przypominając Lischen swoją, której od tak dawna nie widziała.
— Dzieci do niego z prawa należą — ani słowa — mówił chodząc radca — temuby się nawet oprzeć trudno.
— Ale Lischen... Lischen? cicho szepnęła radczyni. Mąż odwróciwszy się ku niej, ruszył ramionami, ręce rozpostarł, nie mówiąc słowa.
W tej chwili chłopaki powracając ze szkoły, uchyliwszy drzwi salonu i zobaczywszy, że w nim nie ma nikogo, wpadły raźnie. Fryc nosił już rodzaj mundurku swej pensyi i kaszkiecik z jakąś opaską. Emil przebrał się był w wojskowe swe sukienki, które mu dziad na wigilię sprawił. Na głowie miał historyczną pikielhaubę ze szpicą na wierzchu, flintę w ręku i buty długie jak do kampanii. Zdawało się, jakby umyślnie się przebrał dla uspokojenia dziada, iż nigdy Prusakiem być nie przestanie. Riebe pocałował go w pikielhaubę...