Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panie Kajetan! Matka pana jednego ma... Mein lieber Gott... Schauderhaft! mógł pan się upić! (utopić). Ale pan tak zawsze, o drugich pamięta — o sobie in keinem Falle! Herr Jese! Herr Jese!
Pomimo, że nie pora było jeszcze palić w piecach, a szczególniej ubogim studentom... Richterowa w izdebce Kajetana kazała napalić. Kawa była gotowa... radziła mu zaraz iść do łóżka. Poczciwa kobieta krzątała się sama, posyłała sługę i nie uspokoiła się, dopóki podziękowawszy jej za to macierzyńskie serce, Wolski się nie zasunął ze środka i nie położył w istocie, aby odpocząć.
Mimo młodości, siły, zdrowia — kąpiel, walka z topielcem, cała ta przygoda oddziałała silnie na niego. Czuł mocny ból głowy i powoli rozpościerającą się gorączkę... Obrazy dziwne snuły się po mózgu... dom, matka... garbus... topielce... komercyjny radca... gospodarz z restauracyi... książki zgubione, surdut skradziony... wszystko to razem kłębiło się, wiło, przewracało jak w kaleidoskopie. Dziwne głosy... burzy, muzyki, krzyku i śpiewu brzmiały mu w uszach... turkot powozów po bruku, uroczysty chór organów, wisk zwierząt razem mu w uszach szumiały...