Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/249

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    raz dopiero zbliżymy do niego? — zawołała cicho.
    — Cóż ma myśleć? zrozumie to, że jego nowe położenie należycie przez ludzi rozumnych uwzględnionem być musiało i że ma ono zapewnione na przyszłość poszanowanie z naszej strony, zrozumie, iż teraz obchodzić się z nim będziemy jak z człowiekiem nam równym...
    To są przecież rzeczy jasne i naturalne....
    — Mnie niepodobna zrobić ku niemu kroku pierwszego.. — odrzekła dumnie Helma — nie — nie mogę.
    — Ku niemu nie potrzebujesz czynić żadnego kroku — odparł radca z uśmiechem filuternym — ależ masz córkę... Lischen jest przy nim! Stęskniona jesteś za dzieckiem, to tłumaczy wszystko — możesz przecie upomnieć się o swe prawo do dziecięcia...
    — Tak długo nie upominając się o nie? zapytała Helma.
    — Właśnie, dodał radca, im dłużej się nie upominałaś, tem powinnaś być więcej stęsknioną i krok twój staje się naturalniejszym...
    — Ojciec ma słuszność, odezwała się babka, możesz pójść zobaczyć Lischen... A! jabym tak chciała też ją widzieć...
    — Ale waćpani nie idź — przerwał rad-