Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Godzien był tego ten człowiek szlachetny — odezwał się z głębokim przejęciem — ubolewałem zawsze nad nieporozumieniem, jakie zaszło między córką moją, która tyle mu dała przywiązania dowodów, a tak zacnym ze wszech miar człowiekiem. Nie wątpię jednak, iż to się wszystko da jeszcze naprawić...
Cylius zmilczał.
Pytające wejrzenie, które nań rzucił radca, pozostało bez odpowiedzi.
Chciał jeszcze Riebe przedłużyć rozmowę — gdy wniesiono dzienniki, doktór wziął je z niecierpliwą ciekawością do ręki a radca nie chcąc przeszkadzać, natychmiast go głębokim pożegnał ukłonem.
Wyszedł niezmiernie poruszony; służąca, jeszcze pracująca nad butem — otwarła mu drzwi z ukłonem...
Sporą przestrzeń drogi od mieszkania profesora do domu przebiegł radca z pospiechem niezwykłym i nie zatrzymując się na pierwszym piętrze wprost, jak stał, udał się do córki. Tu wczorajsza rozprawa jeszcze się ciągnęła — Helma trwała w swym sceptycyzmie...
— Otóż widzisz — zawołał odedrzwi — umyślnie chodziłem na Französische Strasse do Cyliusa. — Nie ma najmniejszej wątpliwości... pół miliona talarów... J. eksce-