Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Radca życzył sobie, ażeby kandydat do męczeństwa przy nim stawił się dla rozmówienia i porozumienia co najrychlej. Cylius wstał, oświadczając, iż musi dla zdrowia jeszcze przechadzkę odbyć, Wolskiemu kazał się garbus ubierać. Wprzódy jednak poszli wszyscy trzej do Lischen i nie mogąc się od jej szczebiotania oderwać, posiedzieli tam jeszcze dobre pół godziny.
Naostatek czas było iść — Wolski nie bez pewnej trwogi wewnętrznej wybrał się. — W salonie zastali znowu radcę tak samo wyciągniętego na kanapie, w tym samym szlafroku perskim, ale podwiązanego jakąś chustą, bo go bok więcej niż zwyczajnie bolał. Garbus dostrzegł, jak chciwie oczy jego wlepiły się w przybywającego, i mógł poznać, że miła twarz Kajetana złego na chorym nie uczyniła wrażenia.
Radca jak pierwszym razem był nadzwyczaj zimny — prosił siedzieć, kazał podać cygara — milczał, a otworzywszy usta, począł od niezmiernie długiego wykładu swej choroby. Jak wielu chorych nauczył się, radząc ciągle, terminów medycznych, mówił o niej jak pół niedobrego doktora. Wolski cierpliwie słuchał i milczał.
Po krótkim egzaminie pulsu, sympto-