Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wprzód o tem pomówić z tobą. Pójdziemy do niego po obiedzie. Zgoda?
Wolski chciał przerwać w tem miejscu, ale garbus rękę podniósł i nakazał milczenie. — Czekaj — rzekł, — nie skończyłem, grajcie w szachy i dajcie mi się wygadać, jak należy.
— Nie widzę anioła stróża... mruknął Wolski.
— Zaraz go ci pokażę — począł Wojtuś zapalając cygaro. Po obiedzie poszliśmy na pierwsze piętro, na którem mieszkał pan radca stanu Nietyksza...
— Moja matka była z tej rodziny — zawołał Wolski zdziwiony.
— Proszę mi nie przerywać — zawołał Wojtuś. Radca zajmował salon, pokój sypialny i jeszcze tam coś więcej.
Wprowadzono nas do salonu... Tu na kanapie spostrzegłem człowieka ogromnego wzrostu, żółtego jak wosk, leżącego z książką, w której czytał przez lupę. Włos siwy... twarz pomarszczona, ogolona cała, smutna... Szlafrok perski na nim i dokoła pełno zbytkowych sprzęcików...
Na widok wchodzących podniósł się powoli. Hrabia przedstawił mu mnie i opowiedział naszą u stołu rozmowę.
Radca słuchał milczący, przebierając palcami w książce i niekiedy ostrożnie spo-