Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Babka słuchając płakała, Helma się zżymała i gniewała — radca dumał.
— Kochany bracie, — rzekł po chwili namysłu — moglibyście nam oddać przysługę... Należałoby jutro pójść do dr Cyliusa i wybadać, co ten wyrodek sobie myśli, co on nam gotuje.
— Jakto? — zapytał pastor — ale ja i dziś wiem, co myśli i gotuje. — Wynosi się w Poznańskie jako lekarz i będzie praktykował, a do Lischen szuka bony i naturalnie zabiera ją z sobą.
— Jakto? i myśli się obyć bez nas? — śmiejąc się dodał Riebe — ale to nie może być!
Począł chodzić po pokoju. — Przecież to jest zasadzka! — mruczał...
Wszyscy oni pojąć nie mogli, ażeby kto mając tak szczęśliwe gniazdo bezpłatne, mógł je dla jakiejś fantazyi opuścić.
Pastor smutnie zaręczył im, że Wolski ani przypuszczał żadnej zgody i ani myślał o powrocie do nich.
To dało do myślenia radcy.
— Jakto? i w trzydziestym roku życia Helma ma się zostać bez męża, bez przyszłości, z dwojgiem dzieci, ani wdową, ani rozwódką! zawołał z oburzeniem. Na to ja nie pozwolę.
Nie dano mu mówić, i mruczeniem do-