Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! to dobrze, że go spotykam.
To mówiąc wysiadł i odprowadził radcę na stronę.
— Co się u was w domu stało? spytał.
— W. eks. już uwiadomiono? zawołał przerażony Riebe.
— Kochany radco — jakimżebym był dyrektorem i stróżem bezpieczeństwa publicznego, gdybym o tem, co się dzieje w stolicy, nie wiedział.
— Sprawa natury czysto prywatnej — odezwał się radca wdzięcząc, — ale przyznam się, że szedłem szukać pociechy i rady na łonie Waszej ekscelencyi.
Dyrektor się uśmiechnął kręcąc wąsa.
— Właśnie, w dwóch słowach, — rzekł na zegarek spoglądając — co to jest?
— Jest — trudna kwalifikacya... ucieczka męża od żony z porwaniem dziecka...
— Swojego własnego?
— Tak jest — nieochybnie! zawołał radca... — nocą — po północy...
— Czy zabrał więcej co z sobą? nienależącego do niego?
— Nie — o ile wiem...
— Nic z kasy waćpana?
Radca na samo przypuszczenie się wzdrygnął.
— Zatem nie ma tu potrzeby interwe-