Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

straszony, chcąc mu drzwi zatrzasnąć pod nosem.
Wolski wcisnął się gwałtem prawie.
— Na miłość Bożą — zawołał — zapłacę, co zechcecie, potrzebuję izby, abym w niej przenocował.
Czarodziejski to wyraz w Niemczech, obietnica zapłaty nieograniczonej — stróż zastępujący oddźwiernego zdawał się namyślać.
Wolski wcisnął mu w rękę talara.
Na dole była ciupka wolna. Stróż mrucząc poprowadził go do niej. Nie miałby najmniejszej pewnie trudności, gdyby w towarzystwie zakwefionej jakiej pani zażądał o późnej porze mieszkania — ale z dzieckiem na ręku! Stróżowi wszystkie tragiczne historye stolicy na myśl przychodziły.
Począł się przy zapalonej świecy przypatrywać z kolei gościowi, którego twarz wzbudzona gniewem świadczyła jak najgorzej, to dziecko, które złożone na pościeli już usypiało znowu.
Wolski opamiętał się, że mało co więcej miał nad tego talara, siadł więc natychmiast, by pisać do Wojtusia, i zaklął stróża, ażeby list był o świcie umyślnym wysłany bądź co bądź.
List, na którego adres rzucił okiem do-