Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skorupy lodowej, którą okryty chodzić muszę...
Tylko dziś pójdziemy gdzieś razem... abym nie wrócił do domu, aż się pośpią wszyscy... Lischen moja pytać tam będzie o ojca może — ale się dużą lalką pocieszy, którą od babki dostała... Fryc nie zakłopoce się o mnie... a Emil... nie wiem...
Biedne dzieci! biedne dzieci!
Ale będą miały po sto tysięcy talarów i dziadzio wyrobi baronowstwo von Wolski — Riebe...
Zaczął się śmiać konwulsyjnie...
— Chodźmy, chwytając go za rękę — począł doktor — dosyć tego — zapraszam cię na obiad — przypomnimy dawne czasy...
Ale — cóż się stało z Richterową?
Wolski się uśmiechnął.
— Zastałem poczciwą kobietę biedniejszą niż kiedykolwiek była... zawsze w boju z niewdzięcznymi studentami, których utrzymuje.
Przyjęła mnie jako syna... popłakaliśmy się. Chodzę do niej czasami... alem nie miał siły zajść do tej mojej izdebki...
Po północy już było, gdy Wolski po przeciągniętym obiedzie, który się stał wieczerzą, rozmarzony nieco, rozgorączkowany powracał do domu... W ulicach było pusto... a około domu radcy komercyjnego żywego