Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niem tego przybytku muz, ozdobnego w fortepian i zarzuconego książkami.
Pani domu zawsze majestatycznie piękna, choć cały jej wdzięk ograniczał się na twarzy, bo postać była płaska i nie zbyt kształtna... podała rękę doktorowi na powitanie. Przy mężu wyglądała na panią, on przy niej na szabelana królowej. Wyraz twarzy energiczny, surowy był i niemiły, ale go złagodzić umiała wyrobionym uśmiechem.
Stojący za nią mężczyzna w surducie z rękami w kieszeniach, dosyć niezgrabny, ale okrutnie nadęty, godzien był szczególnego zastanowienia. Był to typ specyficznie niemiecki a nawet berliński. Twarz wyrażała na pół rozwiniętą ale wielce z siebie zadowolnioną inteligencyę, rysy jej byty nie znaczące, wyraz wybitny nadawał im charakter. Zaciśnięte usta, zmrużone oczy okryte okularami, nos mały, czoło dosyć nizkie, wszystko oblane było jakby aureolą jakąś zadowolenia z siebie. Usta zaledwie raczyły otwierać się dla świata, oczy nań patrzeć prawie nie chciały, czoło w swych fałdach pomieściło już wszystko, co ludzka głowa objąć może... obu jako doktorów a Wojtusia jako deputowanego... Dr. Arnheim zajął miejsce po prawej ręce gospodyni, wspierając się