Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była znakomita, nauka ogromna... los mi go pozazdrościł.
— Masz pan córkę — dorzucił Cylius.
— Tak, nie pospolitą, mogę powiedzieć, istotę, która nieszczęściem zakochała mi się była w polskim zrujnowanym baronie i musiałem ją wydać za niego. Imię piękne... ale... ja tylko na wnuki rachuję... z Polaka nam nic nie zrobić.
— Hę? — spytał doktor — nie podzielam w tem pańskiego zdania. Polacy mają wiele przymiotów.
— Ale wad jeszcze więcej — odparł Riebe. — Mój zięć, nie mogę powiedzieć, człowiek uczony, ma tytuł doktora...
— Uczeń mój — rzekł Cylius.
— A! a! doprawdy — przerwał radca — pan go znasz?
— Bardzo dobrze...
— Nie potrzebuję więc mówić o nim — dokończył Riebe — ale gdybyś pan znał córkę moją, dopierobyś osądzić mógł, że czegoś lepszego była warta... choć temu człowiekowi nie ujmuję.
Garbus byłby się z chęcią przysłuchiwał dłużej rozmowie, lecz w tej chwili nadszedł ktoś, co musiał mieć jakiegoś jeszcze znakomitszego orła niż Cylius, bo Riebe powitał go bardzo nizko i co prędzej poże-