Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wstrzymali się więc godzin kilka, doktor wziął doróżkę i zrana pojechał na Frydrychstadt. Wprawdzie numeru domu, w którym mieszkał Wolski, nie pamiętał, ale go po mydlarzu i zapachu poznać się spodziewał. Nie omyliło go to przeczucie, kamienica zresztą była znaczna tem, że najnędzniej ze wszystkich wyglądała Wdrapał się na drugie piętro i zadzwonił Po chwili sam Wolski wyszedł mu otworzyć... Blady był jak zawsze, brudnym dosyć obwinięty szlafrokiem, a twarz jego nie rozjaśniła się wcale.
— Nie będę ci natrętnym — odezwał się od progu Wojtuś — mów mi tylko, co się z wami dzieje? Żona... pojechała?
— Tegoż samego wieczora...
— Z dziećmi...
— Zabrała wszystkie — rzekł smutnie Wolski.
— Miałeś od niej jaką wiadomość?
— Kilka słów — odezwał się nieco zmięszany gospodarz, tym razem wprowadzając do pustego salonu — każe mi czekać...
— Przyjęto ją?
— Ojciec się dał zmiękczyć... tak — została w domu... u rodziców...
— Dla czegóż ci nie każe przyjeżdżać?
— Przecież to potrzebuje pewnego przygotowania... ja jestem cierpliwy. To mó-