Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Służący wzruszył ramionami. — A no, jak oni wszyscy, ale trochę mówi po polsku.
— Wprowadź go tu.
Story jeszcze w sypialni nie były popodnoszone — mrok w niej panował i gdy w progu ukazał się mężczyzna słusznego wzrostu w mundurze, Wojtuś przypatrując mu się, nie mógł poznać w nim nikogo ze znajomych... Dopiero gdy się zbliżył o kilka kroków, krzyknął, wyciągając rękę:
— Wolski...
— A tak, ja! ja... akcentem nieco popsutym, z uśmiechem odparł przybyły... Jak się masz!
Usiadł przy łóżku, podniesiono story, Wojtaś wpatrzywszy się w niego, znalazł go mocno postarzałym i jeszcze mizerniejszym niż ostatnim razem.
— Cóż ten mundur znaczy? zapytał.
— Jako lekarz ochotnik... idę z wojskiem, szepnął Wolski i westchnął. — Cóż robić... muszę...
— Jakże ci się powodzi?
Wolski spuścił oczy na czapkę, którą trzymał w ręku.
— Żyjemy, — rzekł — znosimy niedostatek, ratuję się, jak mogę...
— A krewni żony?
Kajo zaczął się śmiać gorzko i nie odpowiedział nic.