Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byś litościwe serca bratnie choć rzadkie... tam...
Wolski zamyślony patrzał w ziemię, nie odpowiadał nic — a po chwili rzekł jakby chcąc przerwać rozmowę polskie:
— Jakoś to będzie!
Właśnie w tej przerwie rozmowy spotkali Ryszarda, który się do nich przyłączył i ochoczo powitał dawnego towarzysza, dalej nieco nawinął się jeszcze jeden z kolegów. Nie dotykając więc drażliwych przedmiotów, mówiąc o rzeczach dawnych, po młodzieńczemu żartując, poszli zaproszeni przez hrabiego na podwieczorek do restauracyi. Znaleźli ją do zbytku przepełnioną, osób było mnóstwo i w przytykającym do niej ogródku i w skwarnych pokoikach i pod werandą. Przy kuflach piwa hałaśliwe grono Turyngów wykrzykiwało poza niemi:
Colossal!
Famos! — Nobel!
Nie oglądając się, po samym głosie poznał Wolski Hänschena, który przenodził u drugiego stolika. Zobaczywszy szwagra, przyłożył lornetkę do oka. — Zmarszczył czoło, popatrzył nań długo, zdawał się wahać nieco, ale ani go przyszedł przywitać, ani okazał chęć zbliżenia się ku niemu. Poszeptał coś z towarzyszami i wkrótce