Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącą... są to dzieje ludzi szczęśliwych a ludzie i narody szczęśliwe nie mają historji, jak wiecie.
— Ale jeśli tak jedni pod pozorem szczęścia, drudzy pod pozorem niedoli, będziemy się wyłamywali, w końcu zamilkniem wszyscy, rzekł żywo Vicomte de Meilleraie...
— Ja, odpowiedział Sestini, wcale się nie wymawiam, z góry tylko Julja i ja przeprosić musimy, że ubodzy w wypadki zajmującego nic wam nie przyniesiemy. Kto z panów jechał na Chiavari?
— My, odparł Anglik gospodarz.
— To nasze miejsce rodzinne, kończył malarz... a biednemu pejzażyście w śliczniejszem położeniu urodzić się było trudno. Nad temi brzegami Śródziemnego morza biegając swobodny od Genui do Pizy chłopięciem jeszcze, przepoiłem się widokami morza, gór, niebios i włoskiej naszej natury. Nieraz w dzieciństwie siadałem gdzie na skale nad cichą zatoką i całemi dniami wlepiałem oczy w zmieniające się panorama, na którem grały światła coraz różne, coraz dziwniejsze, myślałem tylko o tem jakby tę żywą naturę, to morze ruchawe pochwycić z całą myślą, którą Bóg w jego oblicze włożył. Kto zna ten kraju włoskiego kawałek, ten uroczy, cichy, śliczny, bogaty w różne obrazy, pojmie jaka rozpacz ogarniała mnie na widok cudów, których utworzenie zdawało mi się przechodzić siły ludzkie. We Włoszech sztuka jest we krwi pokoleń, w tradycji wieków, mimo nieszczęść jakim kraj ulegał, żył zaś nią zawsze więcej może niż innemi żywioły... W chwili najgorętszych wojen domowych wielcy mistrzowie leli posągi, budowniczowie wznosili świątynie i pałace, sztuka nie stawała na dro-