Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się uśmiechając hrabina, kobiety, jak się z pańskiej historji uczymy, złamanej już życiem, osłabłej walką wewnętrzną, nad którą miałeś wyższość teorji zimnej i rachuby?
— Chłodu! chłodu właśnie mi brakło, przerwał hrabia, zgubiła mnie namiętność, źlem zrobił, żem się w niej zakochał, alem gwałtownie zapragnął jej przywiązania, jej uległości dla mnie, a tego otrzymać nie mogłem. Opór i opór rozdrażniły mnie, rozwściekliły, straciłem równowagę i — padłem.
— Jakże się to stało? spytała hrabina z cicha, mów pan, bo zaprawdę dla nas kobiet szczególniej, to ciekawa spowiedź! Ja nie kryję wcale, żem bardzo chciwa, nawet drobnostek, jest to studjum zajmujące. Ta maleńka słaba istotka, głupiuchna, uparta, rozpieszczona, dziwaczna, któraby tak długo w surowej walce wytrwać nie była powinna, w końcu zwycięża takiego olbrzyma uzbrojonego niewiarą i bezlitością? Zresztą jeśli wolno jeszcze jedno pytanie. Dla czego pan temu epizodowi swojego życia nadajesz taką wagę? wedle jego teorji, cóż prostszego na porzucenie i skruszenie zawady? Celem życia jeśli się nie mylę, dodała, było zdobycie narzędzia siły, grosza... złota! kobieta ci przeszkadzała, mogłeś ją odepchnąć, skorzystać tylko z jej położenia i dalej iść drogą swoją do głównego celu. Czyżbyś go stracił z oczów, lub się przekonał, że to co brałeś za cel było środkiem tylko?
Hrabia błysnął rozżarzonemi oczyma, ale twarz jego po chwili przybrała pargaminową nieruchomość i zastygłość.
— Wyznałem już z pokorą jak na spowiedzi, od-