Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

karków? Zdrów, silny — zrosną mu się kości — i po wszystkiem.
Wiem, że jejmość do Warszawy jeździła po pannę, ale — na co mu ona teraz? Żenić się nie będzie mógł tak rychło!
— Proszę konsyliarza, cierpi bardzo? — biedaczysko?
— Wnosząc z tego, jak łaje i przeklina — odparł doktor — musi go boleć dobrze — ale to zahartowany człek.
Ho! ho! gorzej nad wszystko, że mu się los sprzeciwił i szyki pomieszał. Mnie się zdaje, że to więcej go boli, niż noga i ręka!
Pakulska, stała, jęcząc.
— Jakże się to mogło przytrafić? — poczęła. — Chryste Jezu!
— Co waćpani chcesz? — przypadki po ludziach chodzą! — mówił doktor chłodno.
— Dawno pan tam był?
— Wczoraj!
— Nie mówił co o nas? — nieśmiało wtrąciła Pakulska.
— A jakże — rozśmiał się Sochor. Myślisz acani, że on dla choroby zmienił swoje obyczaje? Wyrachował, że powinnyście były powrócić i narzekał, że pewnie expens będzie wielki.
Zamyśliła się Pakulska. W zwykłem usposo-