Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kojono gospodarza, portyera, służbę, ludzi podróżnych, szukano pod żłobami, po kątach, wszędzie — ale nieszczęśliwa dera, której wartość nie przechodziła dwu złotych, nigdzie się nie znalazła.
Pakulska była tego przekonania, że nieochybne cięgi obu tych czekały, którzy straż nad końmi, uprzężą i bryką powierzoną mieli.
— Musieli się gdzieś zapić! Ażeby był kto fartuch od bryki oderznął, dopiero-by historya z tego wyszła! Jeszcze Bogu dziękować, że się na tej derze skończyło.