Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobie tego darować, żem ją naówczas w złą godzinę przyjęła. Przypłaciłam to zdrowiem.
Koleżanki Faustyny, z któremi, oprócz Müllerówny, była w bardzo przyjacielskich stosunkach, przy których szczególniej w infirmeryi, gdy jedna z nich zachorowała, spełniała ochotnie obowiązki Siostry Miłosierdzia — zaczęły przybiegać do pokoiku, w którym już się rozpoczęły, z rozkazu p. Adeli, przygotowania do podróży. Służąca wydobywała stary tłómok, z którym przed laty dwóma przyjechała.
Niewiele więcej miała i teraz rzeczy, bo surowa i niechętna p. Adela pozabierała jej wszystko, do czegokolwiek jaką pretensyą mieć mogła. Trochę książek darowanych jej przez Esterę, Szlomińską, nauczycieli — stanowiło cały, najdroższy skarb, jaki ztąd wywoziła.
Wieczór upłynął na szeptach z towarzyszkami, które pojąć nie mogły, jak ona, z więzienia tego wychodząc na swobodę, mogła być tak smutną.
A! smutną była jak noc, i łzy się jej kręciły w oczach, na myśl o tem, co ją czekało... tam! Oprócz przywiązania do Wolskiego, które wyjazd ten czyniło jakby rozstaniem okrutnem na wieki, oprócz tyranii hrabiego — przypomnienie rodziców twarz jej krwią i sromem oblewało.
Mogła-ż być boleść większa nad tę, jaką rodziło przypomnienie strasznego upadku matki i ojca?