Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szukał po głowie: co miał czynić.
— Z czem-że ciebie przysłano?
Chłopiec się skrobał po głowie i sam też nie wiedział, czy mu co polecono, oprócz oznajmienia o strasznym wypadku.
— Gdzież pan? kto przy nim? a daleko ztąd? — począł, ochłonąwszy trochę, Antek.
Według opowieści Jakubka, do miejsca, w którem na ziemi leżał hrabia — bo dla nogi złamanej podnieść się nie mógł, a i ręka jedna miała być także strzaskana — do miejsca tego było pół mili. Wasyl furman i leśniczy jeden przy nim się znajdowali.
Trzeba było najpiew obmyślić środek jakiś, aby przenieść okaleczonego do dworu; potem natychmiast wysłać po doktora Sochora do Wołchowicz, a bodaj i felczera do pomocy.
Sam Antek, choć na koniu jeździł tylko z konieczności, kazał sobie podać fornalską szkapę, aby do pana się dostać i z ludźmi, których z sobą brał w pomoc, ruszyć na miejsce wypadku. Noc czarna, deszcz rzęsisty, zamieszanie, jakie nieszczęście wywołało, nie dozwalały z niczem pośpieszyć. Ludzie się plątali, rozkazy trzeba było powtarzać po kilka razy.
Stary sługa, który w chwili pierwszej głowę był stracił, teraz już odzyskał przytomność i, choć