Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mało przybędzie; ale dziewczyna wybredną być nie powinna, a pamiętać, żem ją bez koszuli wziął.
Pakulska milczała, koniec chustki zwijając i rozwijając w palcach. Niekiedy oczy podnosiła na mówiącego, który niecierpliwie czekał, ażeby się odezwała.
Westchnął.
— No, trzeba się wybierać do wyjazdu — dodał. Ta jejmość warszawska, będzie znowu rachunki i pretensye do mnie nowe miała; ale to z tego nic. W umowie stoi wyraźnie: tyle mam zapłacić, — grosza nie dam więcej. Zechce: niech processuje.
Pakulska odważyła się nareszcie odezwać:
— Jaśnie pan pozwoli powiedzieć, że to się przecie nie obejdzie bez jakiejś expensy extra. Panna była chora, doktor, apteka; no, i ta nowa garderoba nie zapłacona.
— O niczem wiedzieć nie chcę i nic nie dam nad to, co kontraktem umówione — zawołał hrabia. — To moja rzecz; acani zabierzesz Faustynę i kwita.
— A jak jej nie dadzą? — rzekła Pakulska.
Hrabia aż się rzucił gniewnie.
— Słuchaj acani co dysponuję — rzekł. — Żadnych rad i przypuszczeń. Muszą ją wydać.
Natychmiast hrabia, z praktycznością sobie właściwą, przeszedł do cyfr. Według kontraktu tyle a tyle należało zapłacić; podróż miała koszto-