Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wikary podsunął krzesło i stanął naprzeciwko niego.
— Cóż tu pana grafa sprowadza? — zapytał.
Potrzebował się namyśleć Kwiryn i potarł głowę.
— Hm! — rzekł — poufna sprawa — ale ja jestem człowiekiem nieumiejącym ani słów dobierać, ani politykować.
— A ja też nie zwykłem do pieszczonych wyrażeń — odparł głośno wikary — obcuję z ludem, rozmawiam ze wszystkimi poprostu. U mnie wszyscy równi.
Hrabia pomyślał chwilę.
— Wiesz co, księże wikary — odezwał się. — Ponieważ proboszcz wasz stary, może nie rychło mnie będzie mógł przyjąć, a ja czasu do stracenia nie mam, choć właściwie z nim-by, jako z proboszczem, mówić o tem potrzeba.
Wikary ruszył ramionami.
— Inwalid — zamruczał. — Mów pan, o cóż to idzie?