Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Widziałeś ją?
Antek głową tylko potwierdził.
— No, proszę cię, niktby się w niej nie domyślił Boruchówny. Jak siądzie na kanapie, jak weźmie konwersować! czysto najlepsza obywatelka, albo i grafini; ale, niech co chce będzie, ja jej w rękę nigdy nie pocałuję.... skłonić się — skłonię.
Zaturkotało w tej chwili, oba rozmawiający odwrócili oczy ku gościńcowi i Dyonizy zawołał:
— O wilku mowa. Toż ona pewnie. Konie pocztowe z Wołchowicz: tego co na przyprzążce srokatego, znam. No — i bryczka od Sochora pożyczona.
Wistocie, widać było kobietę młodą, siedzącą w spuszczonej bryczce i wesoło rozglądającą się do koła.
Była to Estera.
W oknie dworu ukazała się wyglądająca ciekawie twarz niewieścia, a nim przybyła wysiadła, w ganku na nią Steńka czekała.
Byłaż to ta Steńka biedna, blada, smutna, przybita, czy z tej chryzalidy rozwinięta istota nowa?
Wiele bardzo pozostało w niej z przeszłości: najpierw piękność raczej rozkwitła niż zwiędła; potem smutek jakiś, który nigdy może się nie miał zetrzeć z oblicza; lecz przybyła do tych dwojga spokojna powaga niewiasty, która się szanuje i szanować każe.