Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bądź będzie mógł podsłuchać. Przykładając ucho do zamku, chwytał szmer rozmowy, potem skrzypienie pióra po papierze, potem znowu głosy jakieś — i już prawie dniało, gdy się konferencya skończyła szelestem papierów.
Trzaskowski wyszedł, dostarczono mu koni, i — jak niewidziany przybył, tak niepostrzeżony — odjechał.
Antek, wchodząc potem rano do sypialni, uczuł mocny zapach laku i otworzył okno, obawiając się, aby to jakich podejrzeń nie obudziło.
Gdy potem Steńka weszła do chorego, znalazła go w tem usposobieniu dziwnem, w jakiem znała go tylko naówczas, gdy mu się złośliwego figla wypłatać udało, pochwycić na uczynku kogo, zawstydzić i t. p.
Wiedziała, że humor ten, nigdy mu nie przychodził bez przyczyny, a tymrazem nie mogła odgadnąć, co go wprawiło w taką wesołość przykrą, szyderską, nielitościwą.
Odbijała ona dziwnie od coraz większego wychudzenia i zmizerowania hrabiego, od zapadłych policzków, kaszlu, który go niekiedy tak męczył, że krzyczał z bólu i niecierpliwiąc się ręką tłukł o łóżko.
— Doktor zawsze zaleca jaknajwiększą spokojność — odezwała się do niego — a hrabia nie wiem, czem jesteś poirrytowany.