Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Doktor niby wypadkiem przejeżdżającego z Łucka kollegę wezwał do konsultacyi. Hrabia się łatwo dorozumiał, iż Sochor nie ufał sobie i chciał się oświecić; przeczuł niebezpieczeństwo, ale nie dał tego poznać po sobie.
Miał tyle męztwa, że z przybyłymi konsyliarzami żartował i starał się być w jaknajlepszym humorze. Drugi konsyliarz wezwany, potwierdził diagnozę Sochora; powiedział mu nawet, że przyjście do zdrowia Kwiryna za cud-by uważał.
Złamania powolnie się zrastały, ale osłabienie wycieńczenie, powiększało. Hrabia wychudł i postarzał straszliwie, włos mu prawie zupełnie posiwiał.
Steńka z trwogą patrzała na to, i, choć jej nic nie mówiono, domyślała się już niebezpieczeństwa. Żal jej było człowieka, który daleko lepszym okazywał się dla niej, niż się spodziewała. Przywiązała się do niego sercem kobiety, które wdzięcznem jest za to, gdy komu służyć może. Musiała też myśleć o przyszłości, a wszyscy jej bez ogródki prorokowali, że po śmierci hrabiego familia wygna ją, tak ubogą, jak przyszła.
Matka, dla której znaleziono mieszkanie w Skomorowie, była przy córce od zimy. Dzięki doktorowi Sochorowi stan jej zdrowia się polepszył; pilnowano, aby nie mogła zapijać się jak dawniej; miała wygody wszelkie, tyranizowała córkę, — lecz