Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzyć i z materacem Kwiryna przenieść do nowej izby.
Steńka z bijącem sercem towarzyszyła przeniesieniu Kwiryna. Chociaż starała się o to, aby jaknajskromniej i najoszczędniej dopełnić tej restauracyi, obawiała się jej. Hrabia tak był przywykłym do swojej brudnej komórki, że tu mu się musiało wydać za paradnie.
Ciekawemi, niespokojnemi oczyma, milczący, przypatrywał się wszystkiemu, ale nie było można po nim rozpoznać, jakie na nim wrażenie robiło mieszkanie nowe.
Długi czas milczał, rzucając wejrzenia trwożliwe dokoła. Steńka nie oddalała się, przygotowana do obwinień i tłómaczeń.
Zaczął wreszcie poruszać głową.
— Po co to wszystko dla mnie? — mruczał — jam do tego nie przywykł. Człowiek się psuje i mięknie.
— Potrzebnem to było dla zdrowia — rzekł Sochor. — Przecież tu niéma najmniejszego zbytku, niepotrzebnego nic.
Hrabia wskazał palcem na ciężkie wełniane firanki w oknach i głową pokręcił.
— We dnie trudno okiennice zamykać — odezwała się Steńka, a firankami można światło umiarkować, abyś hrabia mógł spocząć.
Nad oczekiwanie wszelkie nie czynił Kwiryn