Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o których w chwilach największych cierpień nie zapominał. Przynoszono pieniądze, potrzeba było płacić.
Dotąd wszystko to spełniał Antek. Kwiryn odrazu przelał kassę i regestra na żonę. Po kilka więc razy na dzień musiała przychodzić, odbierać, płacić, zapisywać. Wszystko to, szło bardzo porządnie, cicho i bez trudności.
Steńka stała się niezbędnie potrzebną. Oswoiła się też znacznie z hrabią, który, co wszyscy już uważali nie był względem niej tak grubiańskim, jak dla innych. Nie łajał przynajmniej, — może dlatego, że Faustyna pojmowała łatwo czego żądał, a długo jej tego wyjaśniać i tłómaczyć nie potrzebował, jak Antkowi, który czasem głupotą swą i wielomówstwem przyprowadzał do niecierpliwości.
Ogromne wrażenie w całym dworze wywarła ta zmiana, której nikt przewidywać nie mógł.
Antek pierwszy, zły i zgryziony począł o niej rozgłaszać.
— Nu! będzie on się miał zpyszna, głupi grzyb stary! Już u niej teraz wszystko, klucze, pieniądze, regestra, nawet od sepeta, gdzie chowa złoto i papiery oddał jej kluczyk, co go dawniej nosił na sznurku na piersiach...
Teraz, tylko nie widać jak ona tu będzie panią,