Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale ja kochać go muszę — odezwało się dziewczę, bo nie kochać — nie mogę!
Daleko ostyglejsza, p. Lewenberg uśmiechnęła się.
— Pamiętaj o tem — rzekła — jeżeli go kochasz, że i jemu byłabyś brzemieniem, któreby go przygniotło.
Staraj się nie wyjść za hrabiego. Któż wie!
Słaba to była pociecha.
Rok jeden już upłynął na pensyi; poczynał się drugi; Steńka wiedziała dobrze, iż hrabia dłużej czekać nie będzie i że los jej rozstrzygnąć się musi. Cała nadzieja oswobodzenia była w tem, że mogła się niepodobać, że mógł zmienić postanowienie. Łamała też sobie głowę nad tem, jakąby być powinna, ażeby wstręt lub obawę obudzić. Niestety — nie miała najmniejszego usposobienia do odegrania roli cudzej, do okazania się inną, niż była wistocie. Nawet dla ocalenia się nie potrafiłaby była grać komedyi.
Prędzej mogła się zdobyć na energią do oporu, niż na kłamstwo takie, do którego natura nie dała jej zdolności.
Wolski, który ją coraz mocniej kochał, z równą obawą liczył czas upływający, sam niewiedząc, co potem pocznie. Nie chciał jej narażać, a nie umiał się wyrzec.
P. Adela wstała nareszcie po długiej chorobie,