Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I to ich córka? — zapytał hrabia zamyślony.
— Najstarsza — trzy ich mają — mówił Żyd. Przez litość im dałem komorne... z głodu mrą... Co z tego będzie, nie wiem...
Urywał Boruch, niechcąc się rozszerzać o tem, hrabia słuchał z wielką uwagą.
— Dziewczę nadzwyczajnej piękności, — rzekł — słowo daje — aż żal pomyśleć, iż to marnie zginąć musi... Matka pijaczka, powiadasz, ojciec nicpoń...
Strząsnął się cały hrabia...
— Mówmy o drzewie, panie hrabio, wtrącił Żyd.
Zaczęto wistocie mówić o drzewie...
Lecz naprzód o hrabi coś powiedzieć musimy.
Hrabia, potomek istotnie starej rodziny, która w XVII w. tytuł hrabiowski od jednego z cesarzów otrzymała — niewiele miał oprócz tego tytułu, gdy życie rozpoczynał.
Gałąź ta była zupełnie i oddawna zubożałą. Rodzice nawet mu wychowania takiego nie dali, ażeby go do towarzystwa wyższego wprowadzić mogło.
We krwi jednak coś miał ów hrabia, co go od zupełnego upadku uchowało.
Powiedział sobie za młodu, że majętności dorobić się musi i cały temu jednemu się poświęcił.