Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Steńkę — śmiałą była i trzpiotowatą. Zobaczywszy professora, pierwsza go zaczepiła.
— Panie professorze, ja wiem, że pan życzyłby sobie z Sumakówną pomówić. Proszę się nie żenować; ja uszy zatykam.
Professor się uśmiechnął. Idzia popchnęła ku niemu Steńkę, która śmiała się, ale nie protestowała.
P. Idzia natychmiast poczęła żywo rozmawiać z poprzedzającą ją parą i dozwoliła Steńce przez dobry kwadrans cichą prowadzić rozmowę z professorem.
P. Felicya, która na to patrzyła, nieśmiąc i nie mogąc zapobiedz, dostała rumieńców piwoniowych, i omało nie zrobiła skandalu. Lecz professor wczas odszedł i zniknął.
Szlomońska, która papląc i śmiejąc się, nie spuszczała z oka tej pary — widziała tylko, że słowa wymieniano żywo, że Steńka się rumieniła, że twarzyczka jej rozpromieniła się i że professor z uczennicą pożegnali się, bardzo serdecznym ręki uściskiem.
Steńka szła dalej, ożywiona, wesoła, w humorze jaknajlepszym, chociaż była pewną, że to spotkanie i rozmowa tajemnicą nie zostaną dla p. Adeli.
Dosyć było jednej faworyty jej, niejakiej Róży Müller, aby denuncyacya przewidzianą być mogła. P. Róży nie lubiła cała pensya, unikano