Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gę — rzekł hrabia. — Ale widzisz asińdźka (panna Adela się zarumieniła) ja też nie wymagam wiele, ani talentów, bo to kobiecie później do niczego, ani języków wielu... byle — byle głowę jej otworzyć.
Panna Adela poruszyła zlekka ramionami.
— Pani mnie rozumie? — spytał Kwiryn.
— Zdaje mi się — odparła Adela z uśmiechem.
— Przyjmie ją pani?
— Dlaczegóż nie? Ale wypadek wyjątkowy: to i honorarya moje muszą być do niego zastosowane.
Usłyszawszy to hrabia, podniósł się z krzesła, jakby chciał pożegnać, lecz po namyśle siadł znowu.
— Naprzykład? cóż za tę sztukę rocznie — zapytał — ale... zapowiadam sobie i waruję — dodał — że żadnych rachunków i rachuneczków dodatkowych nie płacę. Godzę się hurtem, z książkami, papierami, nawet odzieniem i obuwiem. Płacę regularnie, gotówką, lecz, ani złamanego szeląga nad umowę.
Panna Adela rumieniła się i gniew ją zaczynał opanowywać; już miała gościowi drzwi «kazać, gdy — zmieniwszy myśl — zwróciła się do stolika z zimniejszą krwią chwyciła ołówek i papier, poczęła rachować...
Hrabia cierpliwie czekał.
Nie mówiąc nic, podsunęła mu notatkę, której