Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Podejmiesz się pani tego? — zapytał Kwiryn — i co za tę sztukę mam płacić?
Mówił tak jakoś lekceważąco, że panna, przywykła do grzeczniejszych form, trochę się nadąsała.
— Wistocie — odezwała się — potrzeba-by namyśleć się: czy przyjąć, lub nie, taką uczennicę. Moje, wszystkie są z bardzo zacnych domów, starannie od dzieciństwa prowadzone... a ta panienka... gdyby przynajmniej była młodszą, ale lat — piętnaście...
— Czy piętnasty — odparł hrabia niedbale. — Trudno, ja na to poradzić nie mogę. Zechcesz się pani podjąć?
— Potrzebujemy jednak dłużej się o tem rozmówić — odezwała się z godnością panna Adela, której się zdało, że zaimponuje gościowi tonem... Spojrzała nań — i dostrzegła, że wcale nie zrobiła wrażenia. Trzymał czapkę w ręku i dusił ją, jakgdyby już się myślał wynosić.
— Pan dobrodziej żądasz... rzeczy trudnej — dodała — panienka prawie dorosła, zaniedbana, a na całe tego zaniedbania wypełnienie czasu lat — dwa tylko. — Naturalnie: osoba w tem położeniu, szczególnych starań i pilności wymaga — a zdaje mi się, że wacpan dobrodziej mówiłeś coś i o warunkach, aby to nie kosztowało go drogo.
Tak jest, bo pieniędzy na to wyrzucać nie mo-