Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Powiedz mu, że, jeśli pan stryj nie gardzi moją ubogą chatą, to proszę.
I zwracając się zaraz do zdziwionego sługi, dodał:.
— Nic mi nie odmieniać, nic nie dodawać. Zechce jeść, niech je to, co i ja... ale, jeżeli myśli nocować...
Tu się rozśmiał: — Będzie papinkowi wygodnie.
Żydek od Josia pobiegł z odpowiedzią: hrabia stanął w oknie i zamyślił się.
Gniew dawny, trochę zabliźniony, odżył w nim znowu.
— Dosyć, że ja pokoju od nich nigdy mieć nie będę! — począł w duchu. — Trzeba teraz i raz nazawsze skończyć — niech się nie łudzą...
W izbie jedynej, w której już na stole, okrytym serwetką, napół wybieloną, było jedno nakrycie — hrabia zadysponował Antkowi, aby drugie podobne przygotował.
— A co tam na obiad? — zapytał.
— Krupnik, mięso i kasza ze słoniną...
Kwiryn się uśmiechnął.
— Powiedzże gospodyni, aby słoninę dała starą; mnie to nie szkodzi...
Tak przysposobiony, oczekiwał gospodarz zapowiedzianych odwiedzin. Lecz upłynęło niemało czasu nim kareta na saniach przed ganek się przysunęła.