Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niechybnie pojechać z niéj do Wiatki lub Kostromy, to rzecz nieunikniona.. tam gdybym nawet milczał, a kamieniami na mnie rzucano, moja twarz będzie powoli nawracać... moje łzy będą rodzić ludzi...
— Jabym was rad ochronił, rzekł jenerał, wiem, że czynnie przeciwko nam nie wystąpicie, boście do czynu już nie zdatni, ale w tym zamęcie oskarży was lada kto, i pojedziecie w Sybir.
— Jest to, wierzcie mi, co mi się najszczęśliwszego przytrafić może, odparł Jeremi, nie rad bym patrzeć na to co się dziać będzie, na nic się tu nie przydam, a tam...
Jenerał zadumał się.
— Przyprowadzicie do tego rząd, rzekł, że na was naród cały podszczuje i wypuści, a gdy się w nim namiętności rozigrają, biada wam!
— Tak, ale i biada wam! powtórzę, zawołał Jeremi, dla nas i dla sprawy ogólnéj ludzkiéj nic szczęśliwszego nad to stać się nie może... Będziecie musieli odwołać się do opinii, do siły, którą przez wieki usiłowaliście zniszczyć, stworzycie siłę niebezpieczną dla nas, ale stokroć szkodliwszą wam samym. Z razu spuszczona z obroży, rzuci się ona na Polskę, ale jéj na łańcuch nie weźmiecie tak