Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieścia cztery godziny, ale gdzie się na dłuższą zabiera, nic po tém... zobaczycie... Wierzę w najlepsze chęci wasze, w najpoczciwsze serca, w złote ofiary pragnienie i do ofiar gotowość, ale to wszystko pochłonie zadanie daleko większe nad wasze siły. Pojmuję ja rewolucyą, a raczéj przypuszczam powstanie narodu całego, ale na to potrzeba ażeby naród był cały, a myśmy jeszcze embryonem narodu na gruzowisku starém... Może na chwilę zapał zlepi te różnorodne pierwiastki nieszczerą i niechętną jednością, ale najmniejsze niepowodzenie znowu je rozbije. Wy poczciwcy bez głów jesteście garścią, szlachta dobrze życzy, nie wiele rozumie, ale jest oględniejszą od was, pociągniecie jéj część, nie pójdą z wami wszyscy i powiedzą wam że w sobie obowiązani są przechować tradycyą narodu... Średnia klassa da się ująć wielką nadzieją odegrania roli politycznéj któréj dotąd nie miała, ludu z małemi wyjątkami nie pociągniecie.
— Lud mieć będziemy! zawołał Władysław.
— Nie, rzekł stanowczo stary, nie, lud nie ma jeszcze za co się bić, za nędzę swoją, za upadek wiekowy, za zapomnienie, nie może i nie będzie... Wy chcecie Polski, on chce chleba, kąta i człowieczeństwa... wprzężony w pług razem z wołem,