Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz rano Naumów zaspał trochę i jeszcze się nie ubrał, gdy posłyszał hałas w przedpokoju. Drzwi się otworzyły, i wszedł zwykłym swym obyczajem, w czapce na głowie i płaszczu, baron Kniphusen... Baron od niedawna zesłany został z kawalergardów do liniowego pułku piechoty, co znaczyło jeśli nie degradację to przynajmniej jakąś karę lekką za tajemnicze przewinienie i jakąś niełaskę.
Powiadano cicho, że powodem jej miały być pewne stosunki niewieście, o których wiadomość doszła zanadto daleko. Ale jak całe życie barona i ten wypadek okrywały mgły, a on o sobie nie mówił nigdy. Powierzchowność jego tylko i postawa zdradzały Don Juana: blady, słuszny, bardzo piękny, pełen godności pańskiej i zaniedbania, miał minę pogardliwą, szyderską, obojętną, zdawało się że życie i przyszłość nie wiele go już obchodziły, tym więcej też dbał o teraźniejszość, którą się sobie starał uprzyjemnić. Kniphusen był najszlachetniejszym hulaką w pułku, a w obejściu się z towarzyszami najzuchwalszym impertynentem. Smutny, zasępiony, nielitościwie szyderski, gdy usta otworzył, baron lekceważył ludzi, świat i wszystko, co oni szanować przywykli. Dowcipny był, znać dawniej czytywał wiele, umiał nie mało, ale teraz i książki go już nie zajmowały.
Był to człowiek wyżyty i wyczerpany, choć młody, znudzony i żyjący tylko dla tego, że się lenił stryczka sobie założyć na szyję.
Towarzysze się go obawiali, starsi nawet mieli dlań pewne względy, ale co najdziw-