Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potrzebny widok narodu cierpiącego za swobodę?
— Tak! tak! — uśmiechnął się baron — ale wszyscyż jesteście na wysokości tego posłannictwa? nie wiem. Z uwielbieniem patrzę na was, słucham, ale wczoraj i dzisiaj ocierałem się o ziomków waszych zrozpaczonych, zobojętniałych, przeklinających swą dolę...
— Zwykłe to skutki wszelkiego upadku — odparł Naumów — nas to nie dziwi. Bądźmy poczciwym synem Noego, nagość upadłego i sromotę pokrywajmy płaszczem i odwróćmy od niej oczy.
Milczeli chwilę i patrzyli wszyscy na Łabę, a przed nimi przesuwały się z kolei jakby naumyślnie wyprowadzone raz poraz, wszystkie postacie, które fale rewolucji na obce brzegi wyniosły.
Szedł strojny panek, reprezentant Polski zepsutej, z niesmakiem poglądający na wytarte czamarki wygnańców, których wzrok ponury i dziki zdawał mu się wyrzucać jego zamożność zimną, ocierającą się obojętnie o krwawą nędze braterską.
I poczciwy szlachcic co podzielił się wczoraj ostatnim groszem, co kochał ojczyznę, choć w jej oswobodzenie nie umiał uwierzyć... a klęski opłakiwał rad nie widząc nic.
I znękany żołnierz nie wiedzący, gdzie przenocuje, co jutro jeść będzie, a ostatni silbergrosz rzucający Niemcowi z fantazją i butą magnata lub pięknej dziewczynie za kroplę zapomnienia i trucizny.
I dyplomata rewolucyjny, ajent polityczny z miną buńczuczną — któremu śniło się, że coś wielkiego dla ojczyzny zrobił i że za to