Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rych nędzy urąga się nie tylko pycha Moskali, ale zbytek i rozpusta własnych braci i zimna obojętność niemiecka, przecież wśród zbladłych twarzy znajdziesz jaśniejące nadzieją.
Godziż się nam myśleć o sobie?
Aż tu dochodzą nas jęki tych ofiar, których tysiące codzień wysyła Polska w Sybir, w Orenburskie stepy, skutych, zmarzłych, nagich, zgłodniałych, a witanych kamieniami i pluciem po drodze na Golgotę. — Każdy dzień na te obce brzegi wyrzuca nie mniej nieszczęśliwych rozbitków, których prześladuje Austria i Prusacy ścigają, a Saska policja bojaźliwa wypycha w nieznane jakieś gdzieś kraje... Możnaż pomyśleć o sobie, myśląc o tym?
— Jest coś jeszcze straszniejszego nad to wszystko — dorzucił Naumów — to chwilowe zobojętnienie, zaparcie się prawdy przez świat cały, panowanie siły ohydne, bezwstydne... uznane! A jednak, my nie rozpaczamy jeszcze.
— Jakżebym był szczęśliwym, gdybym miał wiarę waszą! zawołał baron. Czasami pocieszam się i ja tym,, żeć przecież jakaś logika musi być w historii — ale gdy się rozejrzę, to co otacza wydaje mi się szatańskim szyderstwem!...
Kniphusen zamilkł.
— Jak widzę ożeniłeś się? — zapytał Naumów.
— Tak jest — odparł baron! Tu ziewnął, i usta wykrzywiły się uśmiechem, urągać się zdającym własnemu szczęściu.
— Myślicie długo zabawić zagranicą? spytał Naumów.